Jeśli nie jesteś fanem turystyki rowerowej, plecaków ze stelażem, sakw zawieszonych na ramie, bidonów i nawigacji GPS przez co Twój rower wygląda bardziej jak juczny wielbłąd pustynnego dromadera, mam dla Ciebie kilka rad, dzięki którym upchasz w sportowym plecaku niemalże wszystko, dzięki czemu podczas niespodziewanej awarii sprzętu nie siądziesz z płaczem pod drzewem stając się potencjalną kolacją dla bieszczadzkich niedźwiedzi.
Zacznę od rzeczy banalnej, ale w dzisiejszych czasach praktycznie niezastąpionej – smartfon. Po co tachać ze sobą nawigacje GPS i mapy, skoro wszystko to możemy zmieścić w jednej dłoni? Warto również zabrać ze sobą naładowany powerbank – przenośną baterię/ładowarkę, dzięki której małemu cudowi technologii nie zabraknie energii do znalezienia za nas drogi do domu, czy najbliższego bankomatu.
Odkręciła się śrubka? Z kieszonkowym zestawem kluczy to nie problem. Za kilkadziesiąt złotych możesz stać się posiadaczem podstawowego zestawu kluczy dzięki którym wykonasz podstawowe regulacje i naprawy w swoim jednośladzie.
Pękła ci guma? Wyciągnij z plecaka dętkę, łyżkę do opon, pompkę z odpowiednią końcówką i przywróć swój rower do stanu używalności. Za koszt rzędu 40-60 złotych zabezpieczysz się na wypadek takiej sytuacji.
Jesteś w szczerym polu i złapał Cię deszcz. Nie jesteś z cukru, ale po co moknąć do suchej nitki? Cienka, przeciwdeszczowa kurtka ochroni Cię przed deszczem i wiatrem, przy czym złożona bez problemu zmieści się w twoim plecaku.
Suszy cię po wczoraj całym dniu jazdy? Nie wydawaj kroci na szpanerski bidon. Za „Złoty pindziesiąt” kup butelkę wody. To co do niej wlejesz zależy tylko od twojej wyobraźni, chociaż rekomendowana jest woda.
Oj jak boli! Koło uciekło ci na piasku i zaliczyłeś niespodziewaną glebę? Zawartość butelki w połączeniu z porządnym plastrem uchroni Twój rower przed zachlapaniem go posoką.
Wszystko to w jednym, małym plecaku. Szerokiej drogi Riderze!