Wywiad z Mają Włoszczowską

Jak ocenia Pani sezon kolarski 2015 oraz współpracę z Kross Racing Team?

Przede wszystkim bardzo szybko minął! Za szybko! Ale zawsze takie odnosi się wrażenie, gdy sporo się dzieje. A działo się! Jestem bardzo zadowolona zarówno z sezonu, jak i mojego nowego teamu. W Pucharach Świata nie wypadałam z pierwszej 10, dwa razy zajmując miejsca na szerokim podium. Najwyższą formę planowałam na Igrzyska Europejskie w Baku oraz Mistrzostwa Świata w Andorze. Z pierwszych przywiozłam brązowy medal, który był jednocześnie pierwszym – historycznym – polskim medalem tej imprezy. Na Mistrzostwach Świata niestety zabrakło szczęścia. Z powodu defektu z 2-3 pozycji spadłam na szóstą i tak dojechałam do mety. Te wyniki wystarczyły jednak na zdobycie imiennej kwalifikacji na Igrzyska w Rio de Janeiro, więc teraz już głowa w Brazylii. Kross Racing Team przerósł moje oczekiwania. Zarówno organizacja, jak i atmosfera na świetnym poziomie. Doskonale trenowało mi się na wiosnę w towarzystwie Ani Szafraniec-Rutkiewicz.

Czy jest Pani zadowolona z roweru Kross Level B+?

Bardzo! Udało nam się osiągnąć wagę na poziomie 8,6kg co jest świetnym wynikiem dla 29-calowego hardtail’a. Sztywność i prowadzenie bez zarzutu. Level B+ to absolutnie rower na najwyższym światowym poziomie.

Jak ocenia Pani tegoroczny występ na Igrzyskach Europejskich w Baku? Wywalczyła Pani historyczny brązowy medal, czy były plany na wyższe miejsce? 

Zawsze są plany na wyższe miejsce :). W pierwszej części sezonu jednak nie do pokonania była Jolanda Neff. Swoją życiówkę tego dnia pojechała druga Szwajcarka Katrin Stirnemann. Cieszy mnie jednak, że będąc w gronie faworytek nie zawiodłam. Ten brąz przyniósł mi bardzo dużo pozytywnych emocji. Mam nadzieję, że tak samo cieszyli się moi kibice.

ATT00010

Na Mistrzostwach Polski w Sławnie nie dała Pani szans rywalkom – to był pewniak? Jak ocenia Pani przygotowanie trasy wyścigu?

Hmmm…. Prawdę powiedziawszy rano nie byłam pewna czy wystartuję, gdyż wieczorem w przeddzień wyścigu na głowę spadło mi okno hotelowe (wiem, wiem, brzmi to dość irracjonalnie) raniąc do krwi. Wylądowałam w szpitalu, ale na szczęście obyło się bez szwów, a start miałyśmy na tyle późno, że zdążyłam dojść do siebie. Wyścig wspominam bardzo pozytywnie. Świetnie czułam się na trasie w Sławnie. Trzeba przyznać, że Przemek Gierczak wykonał tam kawał dobrej roboty przygotowując trudną fizycznie i technicznie oraz bardzo widowiskową pętlę. A koszulka Mistrza Polski i złoty medal zawsze smakują wyśmienicie.

Jak zmaga się Pani z chwilami zwątpienia i słabościami?

Dzwonię do mamy ;). A tak na serio – każdy ma trudne chwile. Zazwyczaj staram się kierować hasłem Marka Galińskiego „po prostu rób swoje…”. Cokolwiek by się nie działo, skupiam się na swojej pracy i czekam aż po prostu kryzys minie. Bo zawsze mija. Oczywiście czasem trzeba na różne sytuacje reagować, zmieniać plany, gdy jest taka potrzeba. Jeśli jednak na jakąś sytuację wpływu nie mam to staram się ją zaakceptować i nie tracić energii. Gdy brakuje mi motywacji wystarczy, że przeczytam maile od kibiców i natychmiast ona wraca :).

Jak wygląda pani typowy dzień? Treningi i różnego rodzaju wyjazdy zajmują dużo czasu w Pani życiu, jest w ogóle czas na życie prywatne?

Nie bardzo… Prawdę powiedziawszy jestem notorycznie wyczerpana, więc nawet jak przyjedzie do mnie mój chłopak, rodzina czy przyjaciele to rzadko kiedy jestem duszą towarzystwa. Najczęściej przysypiam na stole… Treningi, wyścigi i podróże szarpią organizm bardzo. Ale jest druga strona medalu. Po pierwsze uwielbiam trenować, po drugie – dla tych kilku dni w roku, kiedy to możemy przeżywać skrajnie pozytywne emocje, naprawdę warto się napracować.

Dodaj komentarz