Gwiazda Południa – komentarze zawodników

Po wielu miesiącach przygotowań rozbłysła wreszcie Gwiazda Południa, nowe dziecko w ofercie Zamana Group. Choć ogłoszona późno, mająca dużą konkurencję na rynku, przyciągnęła sporą grupę zawodników, którzy znają imprezy Cezarego Zamany i wiedzą na co go stać. Ci, którzy przyjechali pod Babią Górę mają co wspominać, a zebrane doświadczenia przydadzą im się na przyszłość. Zobacz pełną relację. 

Wypowiedź Rafała Nogowczyka (Kreidler Fan-Sport MTB Racing Team), zwycięzcę etapu w Makowie Podhalańskim, drugim etapie Gwiazdy Południa

Mój przepis na sukces w Gwieździe Południa? Tylko i wyłącznie dobre przygotowanie. Trzeba zbudować wydolność, wytrzymałość oraz technikę. A tego nie osiągnie się bez wielu treningów. Dlatego staram się jak najwięcej jeździć.

To prawda, że dziś przewagę nad drugim zawodnikiem zdobyłem dzięki odważnym zjazdom. Ale nie przywiązywałbym do tego większej wagi. Bez odpowiedniej kondycji, koniecznej do mocnych podjazdów, szybkie zjeżdżanie na nic by się nie przełożyło. Nie, nie boję się dużych prędkości. W ogóle, na czas wyścigu wyłączam wszystkie emocje. Nie myślę za dużo. Wyciszam się.

Gwiazda Południa już teraz jest imprezą porównywalną z MTB Trophy. Na pewno w niczym jej nie ustępuje. I mimo że to dopiero pierwsza edycja Gwiazdy, to widać, że ma ona wielki potencjał rozwojowy i ma szansę przyciągnąć wielu zawodników.

Wziąłem w niej udział, bo początkowo traktowałem ją jako trening przed innymi imprezami. Ale nie potrafię odpuszczać i każdy etap przejechałem na maksimum swoich możliwości. A tak w ogóle to jestem tu dzięki swojej żonie, która pozwoliła mi zostawić ją na cztery dni i pościgać się w cieniu Babiej Góry.

Wypowiedź Adama Marciniaka, laureata nagrody Fair Play za zachowanie podczas etapu w Makowie Podhalańskim, drugiego etapu Gwiazdy Południa

Cała sytuacja wydarzyła się gdzieś na 30 kilometrze. Jechaliśmy razem, znaliśmy się z poprzedniego etapu i wiedzieliśmy, że obaj jesteśmy w podobnej formie. To był akurat zjazd między wysoką trawą, na drodze były koleiny. W pewnym momencie kolega stracił panowanie nad rowerem, wyskoczył z trasy i uderzył w drzewo. Od razu nacisnąłem na hamulce, zeskoczyłem z siodełka i pędem do niego, by zobaczyć, co z z zawodnikiem. Słyszę, jak powtarza „moja głowa, moja głowa!”. Ściągam mu kask, ściągam mu czapkę. Nie widzę nic groźnego, z nosa leje mu się krew. Dopytuję się go, jak się czuję, czy coś jeszcze go boli. Chcę wzywać pomoc, on mnie powstrzymuje. Tłumaczy, że zaraz do siebie dojdzie. Zostaję z nim przez chyba 4 minuty. Wtedy ostatni raz upewniam się, że z nim jest wszystko w porządku i zjeżdżam do pobliskiego bufetu. Informuję o zdarzeniu przekazuję obsłudze. Na szczęście okazuje się, że kolega wsiadł na rower i dojechał bezpiecznie do mety.

Uważam, że to bardzo ważne, aby pamiętać, że te wyścigi to nie jest ściganie się na śmierć i życie. Nie walczymy o jakieś zaszczyty, raczej z własnym organizmem i własnymi siłami. Dlatego ja sam, mimo że mocno przygotowywałem się do tej imprezy, uważam, że pomoc drugiemu zawodnikowi jest znacznie ważniejsza od własnej końcowej lokaty w generalce.

Dodaj komentarz