Tuszyn postawił przed zawodnikami Cisowianka Road Tour twarde warunki: zmieniające się warunki pogodowe, niekończące się długie proste i walka koło w koło z rywalami. A to wszystko na twardym przełożeniu.
Tuszyn przez wiele lat słynął na całą Polskę z tworzonych tu bajkowych filmów lalkowych. W istniejącym tu studio swoje przygody przeżywał Miś Uszatek, Miś Colargol czy Pingwin Pik-Pok. Jednak stający na starcie kolarze musieli zmierzyć się z twardą rzeczywistością: pierwszoplanowym bohaterem mógł być tylko jeden z nich. Zwycięzca.
Piąty etap największego w Polsce kolarskiego cyklu dla amatorów zapowiadany był jako wymarzony dla sprinterów. Szerokie szosy, niewiele podjazdów i możliwość rozwinięcia dużych prędkości sprawiły, że o triumf miały tym razem powalczyć przede wszystkim charty. Przykład mistrzowsko rozgrywanych etapów o takim profilu dali licznie zgromadzonym w Tuszynie kolarzom zawodowcy rywalizujący w Tour de France, z Marcelem Kittelem na czele.
I faktycznie: już kilka sekund po tym, gdy sygnał do startu Memoriału Sławka Rubina dał jego syn Sebastian, karbonowe koła kolarzy poczęły rozcinać wiatr z zawrotną prędkością. Peleton błyskawicznie uformował się w aerodynamiczny pociąg i ruszył przed siebie, tnąc lipcowe powietrze. Szum setek opon sunących po asfalcie zlewał się z szumem starych lip, rosnących po obu stronach szosy.
Równie szybko jak kolarze pokonywali kolejne kilometry, tak prędko zmieniły się warunki pogodowe. Towarzyszące od startu zawodnikom słońce ustąpiło miejsca ciemnym chmurom i wkrótce z nieba lunął deszcz. Pozostały dystans trzeba było pokonywać już ostrożniej, a przymusowe zwolnienia przed zakrętami wymuszały mocniejsze pedałowanie po wyjściu na prostą. Kluczem do walki o etapowy sukces okazała się czujność, którą trzeba się było wykazać już na początku rywalizacji. To wtedy zawiązały się pierwsze dwu- i trzyosobowe ucieczki, które na 40. kilometrze połączyły się się w bardzo mocny, 11-osobowy pociąg kolarzy dobrze znanych z czołówki klasyfikacji generalnej cyklu Cisowianka Road Tour.
Jednak by stanąć na podium, trzeba było zachować rezerwy w nogach, by na ostatnich kilometrach na najtwardszym przełożeniu rozpędzić swój rower do niebotycznej prędkości i niezagrożonym wpaść na metę.
Taką strategię przyjął zwycięzca dystansu Pro, Piotr Barczyk, który 110 km pokonał z czasem 02:38:12.37. Tuż za nim wjechał Grzegorz Tomasiak z czasem 02:38:15.14. Trzeci finiszował Sławomir Spławski z czasem 02:38:18.54.
Na 1/2Pro triumfował Adam Płoski, który 67 km przejechał z czasem 01:39:34.00. Tuż za nim wjechał Gabriel Girau-Tur z czasem 01:39:34.45. Trzecie miejsce zajął Łukasz Woźnica z czasem 01:39:34.68. Wśród kobiet najszybsza była Małgorzata Zimnicka z czasem 01:45:32.34, za którą na metę kolejno wjechały: Justyna Zawistowska z czasem 01:50:42.58 i Malwina Pilarska z czasem 01:50:43.00.
Rywalizację na dystansie ½ Pro utrudniał dodatkowo jeszcze jeden element, jakże również widoczny na Tour de France: w połowie rywalizacji doszło do kilku kraks. Nadały one wyścigowi charakteru i pokazały, że walka idzie na poważnie.
Nowością podczas tuszyńskiego wyścigu było utworzenie dystansu ¼ Pro. Został on pomyślany z myślą o amatorach, którzy startowali pierwszy raz lub mieli niewielką liczbę startów, i chcieliby posmakować kolarskiej przygody w wyścigu. Na tym dystansie wystartowali też kolarze z kategorii M70 oraz Mastersi z kategorii M80. Triumfowali tu Grzegorz Trams (M70) oraz Jerzy Podgórski (M80).
„Znakomity wyścig, pełen indywidualnych pojedynków, rozgrywany w szybkim, i co ważne, także niesłabnącym tempie. Jeśli mrugnęłoby się okiem chociażby na chwilę, można by przegapić ważny zwrot akcji w peletonie. Nie brakowało także i kraks, ale i one są częścią kolarskiego elementarza” – podsumowuje Cezary Zamana, czuwający nad przebiegiem zarówno wyścigu w Tuszynie, jak i całego cyklu Cisowianka Road Tour. „Teraz czas na miesięczną wakacyjną przerwę, którą warto wykorzystać na odpoczynek, ale i na trochę refleksji nad pierwszą połową sezonu. Trzeba też nabrać sił przed drugą, nie mniej atrakcyjną odsłoną. W sierpniu spotykamy się na Cudzie nad Wisłą, jedynym w Polsce w Radzyminie, na naszym polskim Strade Bianche. To będzie unikalny etap, absolutny mus dla każdego miłośnika kolarstwa” – zapowiada zwycięzca Tour de Pologne.