„Lecę do Chin z zamiarem walki o dobrą pozycję w generalce” – napisał Przemysław Niemiec z grupy Lampre-Merida przed startem w Tour of Hainan. Debiutem w rozpoczynającym się w sobotę wyścigu zakończy on swój sezon.
Poniżej znajduje się pełna treść nowego wpisu Przemysława Niemca, zawodnika Lampre-Merida.
„Przede mną ostatni wyścig sezonu. Dzisiaj wylatuję do Chin na Tour of Hainan. Na miejscu będę w czwartek pod wieczór. Dwa dni spędzę bez roweru, więc ostatnie dni wykorzystałem maksymalnie, trenując po 5 godzin. Przed wyścigiem tylko raz zdążę wyjechać na trening i pierwszy etap może nie być łatwy, tym bardziej, że będzie bardzo krótki, ale nie ja jeden wystartuję po długim locie i zmianie strefy czasowej. Najgorsze w chińskiej przygodzie chyba już przeżyłem – sporo zachodu było z załatwianiem wizy i cieszę się, że mam to już za sobą.
Będzie to mój debiut w Tour of Hainan i druga wizyta w Chinach. Poprzednią, na olimpiadzie w Pekinie, wspominam bardzo dobrze. Wkrótce będę miał z tym krajem więcej do czynienia w związku ze zmianami w mojej ekipie i wykupieniem licencji przez chińskie konsorcjum. Być może jeszcze w tym roku czeka nas zgrupowanie w Chinach. Szykują się spore zmiany, ale podchodzę do nich ze spokojem. Cieszę się, że mam podpisany kontrakt na sezon 2017 i będę się nadal ścigał w World Tourze. Ja i moja ekipa chcielibyśmy się pokazać w Tour of Hainan z dobrej strony przed, jakby nie było, naszymi nowymi pracodawcami. Wyścig będzie transmitowany w Eurosporcie, więc mam nadzieję, że polscy kibice też będą go śledzić przy porannej kawie. Czeka nas 1500 km na 9 etapach, co przy niespełna 90-km 1. etapie daje niezłą średnią na pozostałe. Większość etapów to będzie jazda po płaskim i walka sprinterów, ale na dwóch odcinkach będzie się można wspinać. Lecę do Chin z zamiarem walki o dobrą pozycję w generalce. Na płaskich etapach powinni walczyć Ferrari, a także młodzi Mohoirc czy Zurlo.
Po powrocie z Tour of Hainan spędzę 18 godzin w domu i wylecę do Włoch na zgrupowanie pod kątem nowego sezonu. Planuję jeździć na rowerze do 9. listopada i wtedy rozpocząć przerwę przed przygotowaniami do nowego sezonu. Odpocznę z rodziną na krótkim wyjeździe w Polsce. Jesteśmy już w komplecie z urodzoną pod koniec sierpnia Wiktorią. Chcieliśmy mieć niespodziankę i do samego końca nie wiedzieliśmy, czy nie będzie to aby Wiktor. Mała ma się bardzo dobrze, jest podobna do mnie, tak jak ja ma blond włosy. Tatuaż z jej imieniem jest już na mojej ręce, szybko dołączył do imion synów, na szczęście znalazło się na niego jeszcze miejsce. Z przyjemnych informacji mogę się jeszcze pochwalić tym, że zostałem Honorowym Obywatelem Gminy Wilamowice. Wyróżniono mnie w odpowiednich okolicznościach, przy okazji gminnego rajdu rowerowego. Na ok. 15 tys. osób w gminie bodaj tylko 5 może się pochwalić takim tytułem, więc tym bardziej to dla mnie bardzo miły zaszczyt.
Po narodzinach Wiktorii wystartowałem w kilku klasykach, głównie we wrześniu we Włoszech. Miałem dobre odczucia, szczególnie w końcowych wyścigach – Tre Valli Varesine i Milano Torino, a także wcześniej w Memoriale Pantaniego. Po cichu liczyłem na start w Lombardii, ale skład na ten wyścig był już ustalony dużo wcześniej. Memoriał Pantaniego ukończyłem w pierwszej grupce, na 14. pozycji. Trzy razy pokonywaliśmy na nim dość wymagający podjazd Montevecchio, na którym lubił trenować Pantani. Do mety trasa była jednak płaska jak stół i góralom trudno było walczyć o wygraną z grupki. W Tre Valli Varesine atakowałem w kilkuosobowej grupce dwie rundy przed końcem. Pracowałem w tym wyścigu dla Ulissiego, który finiszował na 2. pozycji. Mogę być zadowolony z wykonanej pracy, podobnie jak z mojej roboty w Milano-Torino. W tym klasyku w końcówce z Lampre-Merida zostałem tylko ja i Ulissi. Tym razem Diego był 5. Byłem też w czołowej grupie na Coppa Bernocchi i generalnie wrześniowe ściganie dobrze mi zrobiło. Po klasykach miałem sporą przerwę od ścigania, ale solidnie potrenowałem i czuję się dobrze przygotowany do rywalizacji w Chinach, mimo że pogoda nie ułatwiała ostatnio jazdy i zdarzyło mi się trenować na rolkach. W ostatnią niedzielę połączyłem przyjemne z pożytecznym i kręciłem, oglądając wyścig o mistrzostwo świata. Sagan znowu zabawił się z konkurencją. Największym kozakiem z Kataru jest dla mnie jednak Marokańczyk z ucieczki, który dołączył później do grupy Sagana i odpuścił dopiero tuż przed metą, gdy zaczęły się finałowe skoki. Dla kolarstwa to dobrze, że znów wygrał Sagan, robi dobrą reklamę naszej dyscyplinie. Następny taki kolarz szybko się nie pojawi”.
Źródło: przemyslawniemiec.blogspot.com, fot.: BettiniPhoto