Cykolokarpaty 2016 oczami śmiertelnika

Mówi się, że Bike Town Przemyśl  to połączenie najbardziej widowiskowych dyscyplin rowerowych, porządna dawka adrenaliny oraz pakiet pozytywnych emocji, a wszystko to w otoczeniu malowniczej scenerii  historycznego miasta oraz tajemniczej Twierdzy Przemyśl.

W ramach dwudniowej imprezy rowerowej zabytkowe serce Przemyśla po raz kolejny zamieniło się w kolarski dziedziniec gdzie odbyły się inauguracje Pucharu Świata w Dircie, Maratonu Cyklokarpaty, Eliminator MTB, Junior XC Race, a także pokazy oraz warsztaty trialu rowerowego. Jednym słowem prawdziwa gratka dla miłośników zarówno extremalnego jak i rekreacyjnego kolarstwa.

Rowerową majówkę rozpoczął stały punkt programu – Maraton Twierdza Przemyśl, zaliczany do serii wyścigów Cyklokarpaty.pl, o którego wrażenia zapytaliśmy jedną ze stałych zawodniczek. Irmina Sikora, absolwentka AWF w Białej Podlaskiej, była siatkarka AZS-AWF Warszawa, rower traktuje hobbistycznie. Wystartowała już po raz 3 – tym razem na dystansie MEGA. Co z tego wyszło? Przeczytajcie sami.

irma

Ponoć nauka nie idzie w las i wydawać by się mogło, że trzeci start nie powinien zaskoczyć to jednak sport to nie matematyka, a pogoda to nie regułka z podręcznika. Dlatego chociaż poprzednie dwa starty na dystansach MEGA (42km w 2014r.) oraz HOBBY (32km w 2015r.) zaowocowały w ogromne doświadczenie to mimo tego na tegoroczny wyścigu nie zabrakło niespodzianek.

13

Zatem po kolei czyli „dobrego początek”, którego w tym wypadku główną bohaterką była pogoda. Niezależna od organizatora, płatająca figle, bezwzględna, ulewna i nieubłagalna w ubiegłych latach w tym roku niemal rozpieszczała zawodników. Oczywiście dzień wcześniej musiała postraszyć i narobić błota, co dało się wyraźnie odczuć na trasie, jednak mimo wszystko patrząc z perspektywy lat narzekać nie wypada. Idźmy jednak dalej bo nie czas rozmawiać o pogodzie. Wybieranie pakietów poszło sprawnie, czas oczekiwania w kolejce po tzw. numerek nie przekraczał 10 minut. Nieco gorzej na stracie, jak wynika z relacji Irmy zawodników podzielono na sektory i wypuszczono wszystkich równo w wąskie uliczki. W efekcie trasa zakorkowała się jeszcze zanim tak naprawdę się zaczęła, a kolarze obijali się o siebie. Niepotrzebnie bo można było start rozciągnąć w czasie. Organizator miał jednak inny pomysł na rozproszenie cyklistów. Początek trasy podobnie jak w roku poprzednim wiódł przez Kamienną Górę, więc już na tzw. „dzień dobry” trzeba było porządnie pedałować, a dalej nie było wcale lżej. Wytyczona trasa przebiegała przez pagórkowate lasy, obfitujące w podjazdy i zjazdy szutrówkami. Mocno po kościach dał również 5 km odcinek na „szubienicę” gdzie porządna porcja błota wymusiła na większości uczestników prezentację umiejętności biegowych. Po rozprawieniu się z niewdzięcznym podjazdem i oczyszczeniu sprzętu z błotnistego nadbagażu miało być już tylko lepiej. Tymczasem szybko okazało się, że „lepiej” to już było szczególnie jeśli chodzi o końcówkę trasy. Zjazd krawędzią stoku narciarskiego nie jednego przyprawiał o gęsią skórkę, a na pożegnanie ostatnie 4 km podejście, dla amatora dość odczuwalne. Walka z samym sobą i meta której widok na każdej twarzy zmęczenie przemalowywał w uśmiech.

14

Poza tym ogromny plus za profesjonalne oznakowanie trasy, w miejscach newralgicznych wsparcie wolontariuszy kierujących ruchem, punkty żywieniowe odpowiednio rozstawione i wyposażone – każdy znalazł coś dla siebie. Opieka medyczna działająca sprawnie i szybko to także duży atut.

Rażących błędów i problemów ze strony organizatora nie było, jednak jak podkreśliła nasza recenzentka – przy wcale nie małym wpisowym pakiety startowe dla uczestników były bardzo ubogie (numer startowy i naklejka). To czego zabrakło w tym roku, a również w ubiegłych edycjach to pamiątkowe medale dla wszystkich uczestników.

Co prawda emocje po tegorocznych wyścigach nieco ostygły a miasto i jego mieszkańcy wracają do życia codziennego. O szaleństwach cyklistów przypominają już tylko ostanie ślady zmagań pozostawione w okolicznych lasach i gdzie nie gdzie wibrujący pył z pod kół to czas płynie szybko i Ci którym tym razem zabrakło szczęścia będą mieć kolejną szansę zmierzyć się z Przemyską Twierdzą już za rok!

1

Galeria Zdjęć

Foto: Łukasz Kociołek, IPA Region Bieszczadzki

Dodaj komentarz